Wycieczka do Budapesztu

W dniach 04-06.06.2014 miała miejsce wycieczka szkolna do Budapesztu. Zorganizowana została głównie dzięki inicjatywie pani profesor Pilch. Udział w niej wzięli m.in. uczniowie klasy 2a, 2f oraz 2g. Na oku w trakcie wyjazdu mialy nas panie profesorki Ewelina Furmanik, Iwona Kawala oraz Katarzyna Pilch.

Na miejscu zbiórki spotkaliśmy się około 5:50. Po zapakowaniu do autokaru  ciężkich walizek zajęliśmy swoje miejsca i wyruszyliśmy około  6 rano.  Po kilku godzinach podrózy dotarliśmy na Węgry. Pierwszym przystankiem był Plac Bohaterów, miejsce bez wątpienia niezwykłe. Powstało ono w XIX w. dla uczczenia tysiąclecia państwowości Węgier. Przez lata odbywały się tam rozmaite demonstracje polityczne. Po wysłuchaniu historycznych ciekawostek, które zaserwowała nam pani przewodnik z przyjemnością udaliśmy się na spacer do Parku Miejskiego. Spotkaliśmy tam bardzo sympatycznego pana, który kiedy zorientowal się, że jesteśmy Polakami, zaczął dziarsko przygrywać na skrzypcach melodię utworu „Szła dzieweczka do laseczka”. Później wesoły staruszek próbowal nas nawet nauczyć węgierskiego tańca, ale z marnym skutkiem. Podczas spaceru, poza pięknymi, zielonymi skwerkami, mieliśmy okazję podziwiać także Zamek Vajdahujad. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy w dalszą podróż. Kiedy przejeżdżaliśmy przez centrum Budapesztu, niektórzy aż poprzecierali oczy z podziwu. Monumentalność miasta wywarła na wielu osobach duże wrażenie. Zatrzymaliśmy się pod jednym z licznych mostów i wyruszyliśmy do Vásárcsarnok, ogromnej hali targowej. Tam zaopatrzyliśmy się w pamiątki i oglądaliśmy tradycyjne, węgierskie wyroby. Następnie udaliśmy się do hotelu, gdzie mieliśmy okazję odświeżyć się i odpocząć. Po chwili relaksu pojechaliśmy na kolację, a następnie znów do centrum miasta. Wyruszyliśmy w rejs po Dunaju. Dla mnie było to jedno z bardziej niezapomnianych wydarzeń, które miały miejsce podczas wycieczki. Ciemne niebo, pięknie oświetlone mosty, monumentalne budynki, których blask odbijał się w lustrze wody… A jakby tego było mało, w tle muzyka poważna. Taki klimat robi wrażenie, którego nie są w stanie oddać żadne słowa. To jednak nie koniec. Dalej nie mogąc wyjść z osłupienia, w które wprawił nas rejs, udaliśmy się na Górę Gellerta, aby zobaczyć nocną panoramę miasta. Budapeszt po zmroku jest bardzo urokliwy i romantyczny. Co prawda doświadczyłam podziwiania go już w zimie, kiedy byłam na Węgrzech po raz pierwszy, ale mój zachwyt nie zmalał. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że wręcz przeciwnie.  Nocna wyprawa na Górę Gellerta zdecydowanie powinna się znaleźć u każdego na liście „Rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią”. Po zobaczeniu panoramy wróciliśmy do hotelu i grzecznie wskoczyliśmy do łóżek, żeby nabrać sił na kolejny dzień intensywnego zwiedzania.

Drugiego dnia nasza trasa zaczęła się od Wzgórza Zamkowego. Mimo upalnej pogody nikt nie narzekał. Wszyscy „chłonęli” Budapeszt jak tylko mogli. Spacerowaliśmy czarującymi uliczkami, podziwialiśmy piękne budynki. Te, o których nie można nie wspomnieć to Baszta Rybacka, Kościół św. Macieja oraz Zamek Królewski. Po zwiedzaniu miasta nadszedł czas na odpoczynek. Udaliśmy się na Wyspę Małgorzaty, tzw. ”Płuca Budapesztu”. W trakcie spędzonych tam trzech godzin jedni z nas udali się na basen, inni spacerowali po przepięknym kompleksie parkowym, a jeszcze inni po prostu rozłożyli na trawie koc i relaksowali się w cieniu drzew. Wieczorem, już w Budapeszcie, zjedliśmy kolację, po czym udaliśmy sie na kolejny spacer po mieście. Naszym punktem docelowym był Parlament. Dzień szybko się skończył. Przy tak intensywnym tempie, nawet nie zauważyłam, kiedy nastała noc.

Ostatni dzień również rozpoczęliśmy wcześnie rano. Śniadanie, później szybkie zakupy w Lidlu i w drogę! Pożegnaliśmy się z Budapesztem i wyruszyliśmy do Szentendre. Tam zwiedziliśmy muzeum marcepanu. Oprócz tego mieliśmy czas na spacer i zwiedzanie miasteczka. Z Szentendre pojechaliśmy do Wyszehradu, miejsca, które większości osób koajrzy się z lekcjami historii (zresztą słusznie). Weszliśmy tam na majestatyczną twierdzę, która niestety nie dotrwała naszych czasów w całości. Wyczerpani upałem i wspinaczką wróciliśmy do autokaru, a pan kierowca zawiózł nas do ostatniego miasta, znajdującego się w programie wycieczki. W Esztergom naszym oczom ukazala się największa na Węgrzech Bazylika. Po południu ruszyliśmy na Słowację, gdzie zjedliśmy obiad, a stamtąd już prosto do Chrzanowa.

Czy było warto jechać na wycieczkę? Zdecydowanie tak! Jedna z najpiękniejszych stolic Europy oczarowła mnie swoim klimatem. W obliczu tych wszystkich ogromnych, wręcz monumentalnych budynków, poczułam się mała. Miasto wywarło na mnie duże wrażenie. Do tego wspania atomsfera wycieczki. Uczestników nie opuszczal dobry humor, a miejscowi ludzie okazali się być bardzo sympatyczni i uprzejmi. Chętnie kiedyś jeszcze pojade na Węgry. Polecam!

Aleksandra Wójcik