Długo zastanawiałam się w jaki sposób mogę zacząć słowa tej recenzji. Pierwsze zdanie, które miałam w głowie, było dokładnie takie: Dzisiaj widziałam film pt. Hotel Ruanda, który był nieco nudny..- oklepane słowa, które niegdyś rozpoczynały każdą moją wypowiedź byłyby oczywiście jak najbardziej nie na miejscu. Nie dlatego, że film mi się podobał. To by było kłamstwem. Chodzi tutaj o zupełnie inną sprawę. Nie na miejscu byłaby ta jakże niskiego rzędu krytyka. Gdyż podana wyżej ekranizacja zasługuje na dłuższą chwilę refleksji i kilka drobnych komentarzy. W nawiązaniu do fabuły, nie mam zastrzeżeń. Jest poruszająca, intrygująca i spełnia swoje zadanie. Jednakże do sposobu przedstawienia 100 dni, które wstrząsnęły światem posiadam większą ilość uwag. Postaram się przedstawić je dość obiektywnie. Mimo, iż nie jest to zadaniem łatwym dla osoby, której zdanie na temat podanego gatunku filmowego nie jest…nazwijmy rzeczy po imieniu, zbytnio pozytywne. Dramat, a raczej zapożyczone z literatury określenie łączymy z filmami, które ciężko określić. Kwalifikowanie pewnych filmów wynika z braku konwencji charakteryzujących kino gatunkowe, a także z właściwości artystycznych danego dzieła. W swojej osobie napomnę, iż dramat filmowy jest niewątpliwie ciężki. Przeżycia, historie życiowe, wędrówki, rozłąki, różnorodne motywy miłości, zdrady czy też przemocy… za wykorzystaniem produkcji przeniesionej na ekran, spełnia jedno, zasadnicze zadanie. Wpływa na odbiorcę w sposób poruszający. Stwierdzę jednoznacznie… Im więcej emocji, tym lepszy dramat. Dodam ironicznie: Na moje nieszczęście wyróżniamy sporą ilość dramatów: obyczajowe, społeczne, historyczne i psychologiczne.
Hotel Ruanda– jest uznawany za dramat historyczny z 2004 roku, oparty na faktach w reżyserii Terry’ego George’a .
Fabuła. Jedyna rzecz, która w mojej ocenie broni ten film, a dzieje się to za sprawą szacunku do cierpienia ludzkiego, mordu jakiego dokonano w roku 1994. Potocznie nazywanego 100 dniami, które wstrząsnęły światem. Terry George w swej reżyserii i niewątpliwym geniuszu jaki ma w sobie mógł pójść w różne strony. Właściwie w każdy sposób przedstawić historię czarnoskórych. Była ona niezwykle ciężka, co jest jedną z cech filmu. Sama historia tych ludzi była niewątpliwym dramatem i wydaje się, że to jest ogromną wartością tego filmu. Całość uzupełniają problemy rasistowskie, zachowania aspołeczne i wiele innych wątków. Było ich tak wiele. Jednakże stając przed trudną kwestią kompozycji zbrodni: reżyser skupił się tylko na postaci głównego bohatera, co powodowało ogólne niezrozumienie tragedii, która ogarnęła Ruandę. I rzeczywiście było to niezwykle niekomunikatywne. Paul Rusessabagina – dyrektor czterogwiazdkowego hotelu, nie ukazywał nam całościowej tragedii. W swych przekonaniach uznaję, iż jego osoba przysłoniła wiele innych, obecnych na trzecim, czwartym i kolejnym planie motywów, które mogły wzbogacić daną ekranizację. Odbiorca powinien dostrzegać szerszy odbiór i ukazanie zbrodni. Właśnie tego zabrakło. Emocji. Powstałe epizody nie budowały w żadnym stopniu atmosfery nieustannej grozy i zagrożenia. Dla młodego człowieka taki film w pewnym momencie staje się po prostu nieciekawy i uciążliwy, bo ciągnąca się historia Rusesabagin’ów w jakimś stopniu stała się dla mnie uciążliwa. Chciałam zobaczyć znacznie więcej. Młody widz, idąc na film, który ukazuje ludobójstwo … oczekuje więcej. A Terry George posiadając tyle możliwości obrał sobie jedną z najsłabszych dróg. Przy czym zagubił ewidentne cechy dobrego dramatu. Zagubił historię innych bohaterów przez oparcie się na jednej osobie. Myślę, że reżyser nie wykorzystał szansy. Zachęcam jednak do głębszych refleksji nad treścią filmu i pamiętanie o tym, że mamy do czynienia z kinem niszowym.
Klaudia Fabin
klasa 1e
Opiekun projektu: Jarosław Wyrwiak